Jak to było w Gruzji
Chciałbym się podzielić moimi wrażeniami z wycieczki w terminie 11-22.09.2013[. Oczywiście, ani 11 ani 22 września nie wchodzą w skład wycieczki, bo te dni są poświęcone na podróż z Warszawy i powrót z Tbilisi. Oferowany okres ma raczej znaczenie PR-owskie - że to to tak długo, ale w programie na stronie czajkatravel jest to jasno uwidocznione.
Według naszej pilotki, Karoliny, mieliśmy szczęście, bo przez cały pobyt świeciło słońce, a temperatury dzienne wynosiły od 24 do 27 stopmi C. Podobno takich warunków nie miała wcześniejsza grupa, gdyż tam przez większość pobytu padał deszcz.
Wycieczkę trampingową, choć pewnie byłem seniorem tej grupy, oceniam bardzo dobrze. Nikt się nie spóźniał ani nie marudził. Wszyscy chodzili po skałach do kamiennych miast i większość nawet po mostkach wiszących, sam przypłaciłem to skaleczeniami o druciane ogrodzenie.
Hotele w Tbilisi, Mestii i Batumi, w których nocowaliśmy, oceniam pozytywnie: jest czysta pościel, łazienka z prysznicem, ciepła woda i ręczniki, więc niepotrzebnie wiozłem swój duży ręcznik kąpielowy. Jest też telewizor z lokalnym programem. Jedyny zgrzyt nastąpił w Batumi, gdy pierwszą noc musiałem spędzić w celi, to jest w pokoju bez okien (dla organizatorów: to pokój 102 w hoteliku Pharnavaz, który powinien być wyeliminowany z oferty hotelowej).
Oferowany program wycieczki oceniam pozytywnie. Zwiedziliśmy Gruzję od wschodu do zachodu i od północy do południa. Na mnie największe wrażenie wywarła północna Swanetia, kraina górzysta i dzika, jakby zastygła w swym średniowiecznym kształcie.
Jest jeszcze sprawa wyżywienia. W hotelach w Tbilisi i Mestii oferowano nam śniadanie za 10 Lari, w Batumi już nie, i dobrze, bo obok były kafejki i knajpki oferujące lepsze i tańsze menu. Natomiast obiady lub obiadokolacje spędzaliśmy w większości na tak zwanych suprach, czyli po naszemu biesiadach, gdzie wszyscy siedzą przy wspólnym stole, półmiski ze wszystkimi daniami są dostępne dla wszystkich, a wino na bieżąco podawane jest w dzbanach – nigdy dzban nie stoi pusty. Z przyjemnością wspominam suprę u pewnego winiarza w Kachetii, pana Simona Ruadze, który na dodatek władał kilkoma językami, ładnie grał i śpiewał oraz wznosił piękne toasty. Specjalistą od toastów na wszystkich suprach był kierowca naszego minibusa – Dada, zwalisty i sympatyczny Gruzin posiadający niewyczerpany repertuar toastów.
Koszt wycieczki nie należy do niskich i odbiega od wstępnie oszacowanego na podstawie prospektu. Oprócz wpłaty dla Czajki 3140 zł (wariant komfort) wydałem na składkowe supry i fakultatywne wycieczki oraz drobne przekąski, kawę i wino 200 euro i 150 dolarów (z wymianą nie ma problemów), czyli w sumie ponad 4600 zł.
I jeszcze o pilotce. Naszą była Karolina – młoda wyglądająca na dziewczynkę typowa globtrotterka przemieszczająca się zawsze z plecakiem. Wbrew pozorom bardzo sprawnie kierowała wycieczką. Karolina „Już mówię” ma też dużą wiedzę o Gruzji i o wszystkich odwiedzanych przez nas miejscach i obiektach, którą nam przekazywała. Podczas podróży mikrobusem nie zanudzała, choć moim zdaniem mogłaby wyprzedzająco więcej opowiedzieć o tym, co będziemy zwiedzać. W sumie oceniam ją pozytywnie i niniejszym pozdrawiam. Pozdrawiam również wszystkich uczestników tej wyprawy. Byliście bardzo sympatyczni.
Jan
P.S.
Gdyby ktoś z uczestników chciał podzielić się ze mną zdjęciami (sam robiłem je wypożyczonym aparatem nie najwyższej klasy), byłbym bardzo wdzięczny i podaję mój adres: jan.jakubowski.gda@gmail.com